poniedziałek, 2 września 2013

"Live and Let Die" - Rozdział 1

Portland, 16 października 1983.
Te 45 godzin podróży jakoś minęło i  wreszcie wjechaliśmy do tego cholernego Portland. 
Przez większość czasu, albo rysowałam w moim ukochanym zeszycie, albo spałam, albo słuchałam muzyki, albo płakałam. Albo płakałam rysując, albo płakałam słuchając muzyki. Tak bardzo tęsknię za Miami i Randy! No, mniejsza o to. Podjechaliśmy pod małą kamienicę i wysiedliśmy z wozu. Rodzice stali i gapili się na gmach budynku dłuższą chwilę, kiedy się odezwałam.
- To tu mieszkamy? - zapytałam, jakby to nie było oczywiste.
- Tak, właśnie tutaj. - odpowiedział ojciec.
- Chodźmy więc obejrzeć mieszkanie. - powiedziała mama.
Weszliśmy na 2, czyli najwyższe, piętro i otworzyliśmy drzwi, które mieściły się po lewej stronie. Nie wiem nawet skąd matka miała klucze, ale okej. Mieszkanko było ładne, korytarz z wielką, białą szafą w wejściu, dalej salon połączony z kuchnią, a jeszcze dalej dwie sypialnie i łazienka.
- Twój pokój to ten na samym końcu, idź go obejrzeć. - powiedział tata. Tak też zrobiłam. Pokój był nawet ładny, duże łóżko, okno z dużym parapetem, biurko w kolorze ciemnego drewna, do kompletu szafa i szafka nocna. Ściany były białe, więc pozaklejam je plakatami. Tak w sumie gdyby nie były białe, to i tak bym je pozaklejała plakatami, w końcu po to są.
Pół godziny później byłam już rozpakowana. Wzięłam się za plakatowanie pokoju, ale przerwała mi mama.
- Amanda, ubierz się jakoś, bo idziemy poznać sąsiadów z naprzeciwka.
- Przecież jestem ubrana. - powiedziałam, a matka zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu. Poszarpane jeansy, czarne martensy z ćwiekami i szara koszulka z wyciętą czaszką na plecach. Nie wiem o co jej chodzi, nigdy nie lubiła mojego stylu, ale niech jej będzie, tym razem się posłucham i nie będę pyskować, bo nie koniecznie chce mi się wysłuchiwać jej paplania...
- No dobrze, to wyjdź, będę gotowa za 5 minut.
- Okej, to my czekamy w salonie. Tylko żeby ta twoja kreacja nie była zbyt wyzywająca. - i te jakże ‘cenne’ uwagi. No cóż, nie będę się tym przejmować. Wyjęłam z szafy czarny top Jack Daniels i jeansowe shorty z ćwiekami, do tego niskie czarne trampki i jestem gotowa. Włosy tylko delikatnie przeczesałam, a one same się ułożyły, w lekkie fale, za to je kocham!
- Gotowa, możemy iść. - powiedziałam, wychodząc z pokoju.
Zapukaliśmy w drzwi sąsiadów, otworzyła nam jakaś pani, chyba w wieku moich rodziców, wyglądała na całkiem miłą.
- Dzień dobry, właśnie wprowadziliśmy się naprzeciwko i przyszliśmy powitać nowych sąsiadów. - zaczęła mówić mama.
- Witam, jasne, zapraszam. - odpowiedziała owa kobieta, serdecznie się uśmiechając. Weszliśmy do ich mieszkania, było dokładnie takie samo jak nasze, tylko inaczej urządzone.
- To zapraszam do salonu. - powiedziała.
Usiedliśmy grzecznie na wielkiej, skórzanej kanapie.
- A, no właśnie, gdzie moje maniery, nawet się nie przywitałam… Ola Hudson. - podała rękę mamie.
- Andrea Brooks, miło mi! - uścisnęła dłoń pani Oli.
- Dale Brooks, mnie także jest miło! - także uścisnął jej dłoń.
- Ja jestem Amy. - powiedziałam i na tym się skończyło. Ojciec spojrzał się na mnie karcącym wzrokiem, pewnie chodzi mu o to, że powinnam powiedzieć ‘bardzo mi miło’ albo coś podobnego, ale co mnie to…
- Więc, mieszkasz tutaj sama Olu? - zaczęła rozmowę matka.
- Nie, mam męża i syna. Tylko akurat mąż, Anthony, wyszedł chwilę temu do sklepu, zaraz powinien być. A syn, Saul, poszedł do kolegi. Myślę, że obydwoje powinni niedługo wrócić. - odpowiedziała serdecznie pani Hudson i jak na zawołanie, drzwi wejściowe się otworzyły. Moim oczom ukazała się postać mulata, z długimi, kręconymi włosami, które zasłaniały mu większość twarzy. Ubrany w jeansy i koszulkę z logiem Led Zeppelin. Chyba już go polubiłam - z napisu na jego koszulce wywnioskowałam, że słuchamy tego samego.
- Em, ten no, dzień dobry, jestem Slash.
- Hej, jestem Amy. - odpowiedziałam.
- Tak, to są państwo Brooks, nasi nowi sąsiedzi. - wyjaśniła jego mama.
- Ja nazywam się Andrea, a to mój mąż, Dale. Miło cie poznać.
- To,yy, ja pójde do pokoju. - powiedział do swojej matki i tak też uczynił.
- Ahh, te nastolatki. Jak chcesz Amy, to idź tam do niego, pewnie nie interesuje cię to, o czym rozmawiamy. Lepiej się przynajmniej poznacie.
- Dobra, okej. - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę jego pokoju. Będąc pod drzwiami, usłyszałam dźwięk gitary. Od razu się uśmiechnęłam, chyba się dogadamy.
- Hej, mogę wejść? - zapytałam, lekko uchylając drzwi.
- Pewnie, chodź. - powiedział i odłożył gitarę.
- Nie, nie przestawaj grać! Jesteś świetny… - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Od jak dawna grasz?
- Od jakiś trzech lat i dzięki… - odpowiedział i znów chwycił gitarę, zaczynając grać “Staiway To Heaven” - Led Zeppelin, a ja zaczęłam cicho śpiewać. W pewnym momencie Saul przestał grać.
- Ta, przepraszam, nie powinnam śpiewać, ale kocham tą piosenkę… - oblałam się rumieńcem..Tylko dlaczego? Nigdy nie byłam jakoś szczególnie nieśmiała, o co chodzi?
- Nie, ślicznie śpiewasz! - odpowiedział.
- Nie koniecznie, ale dobra, nie będę się kłócić, po prostu zmieńmy temat, bo nie lubię gadać o sobie - powiedziałam, zgodnie z prawdą.
- To mamy problem, bo ja też nie lubię mówić o sobie. - odpowiedział i zapadła cisza.
- Hmm, no to super… - powiedziałam ironicznie - Może po prostu graj dalej… I zaczął grać. Ja z niezwykłą uwagą się wsłuchiwałam. Zagrał całą piosenkę i już podchwyciliśmy jakiś wspólny temat, kiedy do pokoju wtargnęła moja mama.
- Amanda, zbieraj się, idziemy do domu, musimy skończyć się rozpakowywać, a ty musisz przygotować do szkoły, jutro twój pierwszy dzień.
- No dobra. - wstałam i nie chętnie wyszłam z matką. A już rozmowa zaczynała się kleić… - Pa Saul! - dodałam szybko, zanim jeszcze opuściłam jego pokój.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że w tym rozdziale za dużo się nie dzieje, ale to dopiero 1, jakoś muszę to zacząć i obiecuję, że powoli będzie się rozkręcać :) 
Piszcie, co myślicie, to dla mnie bardzo ważne!

9 komentarzy:

  1. Uhhuhu fajnie, się zapowiada. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie pieprz mi tutaj, że nic się nie dzieje, bo się dzieje i to dużo :3
    Zaczęłaś zajebiście, czekam na kolejne. Zastanawia mnie jak to się dalej potoczy ? Jak to rozkręcisz :D Ohh czekam na kolejne :*
    Pozdrawiam gorąco <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na nowy rozdział "It's so easy" :)

    http://appetiteforgunsnroses1985.blogspot.com/2013/09/its-so-easy-rozdzia-5.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowy rozdział "It's so Easy"
    Zapraszam serdecznie :**

    http://appetiteforgunsnroses1985.blogspot.com/2013/09/its-so-easy-rozdzia-6.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na nowy rozdział "It's so Easy" :*

    http://appetiteforgunsnroses1985.blogspot.com/2013/09/its-so-easy-rozdzia-7.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Huhuhuhuu. Przepraszam, że tak późno komentuje, ale mam nadzieję, że wybaczysz, hmmm? :D
    Super się zapowiada! Ależ się cieszę, że Slash i Amanda (dobrze napisałam jej imię? xD) mieszkają na przeciwko siebie. Już nie mogę się doczekać następnego.
    -------------------------------------------------
    Zapraszam na nowy rozdział :)
    http://mygnrstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy w życiu, foch forever!
      ...
      Nie no, pewnie, że wybaczam :p Bo ja też z ogromnym opóźnieniem napisałam u cb komentarz :)
      Cieszę się, że się podoba (podoba tak? wywnioskowałam to ze zdania "już nie mogę się doczekać następnego." :D )
      I tak - dobrze napisałaś jej imię, mogłas też krócej napisać - Amy :D
      + już lecę czytać :)

      Usuń
  7. Yeah! Czyli zapoznała się z młodym Hudsonem! ^^
    Uwielbiam opowiadanie, w których Slash jeszcze nie jest wielkim SLASHEM xD To znaczy słynnego Slasha też kocham, ale ten skromny chłopiec mnie zawsze urzeka <3 Zapowiada się bardzo, bardzo ciekawe opowiadanko!

    OdpowiedzUsuń